Oglądanie najróżniejszych filmów czy czytanie literatury od zawsze stanowiło dla mnie coś ważnego. Swego rodzaju mistycyzm albo próbę wniknięcia w inny ciekawszy świat, pozwalający poznać coś nowego. Dlatego, zachęcony wieloma pozytywnymi recenzjami postanowiłem w międzyczasie oglądać coraz więcej japońskich animacji, szerzej znanych jako anime. Przekonały mnie one do siebie swoją formą jaki i głębią tematyki jaka przedstawiona jest w tego typu produkcjach. Po obejrzeniu kilku seriali natrafiłem na jeden, który zbierał niesamowicie dobre oceny od fanów ryżowych opowieści, a także od samych krytyków.
Dziełem tym jest „Death note” - utwór będący wielowątkową opowieścią przepełnioną symbolizmem, odniesieniami do biblii. I poważnymi pytaniami na temat opowiadający o tym jak postąpiłby człowiek posiadający władze i boskie wręcz możliwości naprawy świata ze zła jakim jest trawiony. Anime daje wyczerpującą perspektywę na to, co dzieje się gdy władze nad życiem i śmiercią otrzymuje osoba uważająca, że na takową władze zasługuje.
W tym właśnie temacie, po obejrzeniu serii kilkukrotnie, doszedłem do wniosku, że władza deprawuje, a w nieodpowiednich rękach staje się niebezpieczna. Choć jest to wręcz oczywista kwestia, to postać Lighta Yagamiego uświadomiła mnie dopiero jak złożona jest ludzka natura i jaki wpływ ma na nią władza, a zarazem zrozumiałem jaką siłę mogą nieść niespełnione ambicje kumulujące się w naszym umyśle. Zdałem sobie również sprawę z tego, jak łatwo jest się zatracić i niby zwykłego, inteligentnego nastolatka można zmienić się w osobę z manią władzy, przekonaną o tym, że tylko jej droga jest prawidłowa.
Przeciwstawną siłą dla Lighta jest spokojny i opanowany detektyw kryjący się pod pseudonimem L. Grający z bohaterem, a raczej w tym przypadku z antagonistą w mentalne szachy będące tak naprawdę potyczką dobra i zła. Ale z drugiej strony ciężko wyrokować, która strona tak naprawdę była dobra. I to jest niewątpliwie ogromna siła tej produkcji, nie narzuca nam z góry określonej prawdy. Sami musimy dojść do wniosku po jakiej stronie chcielibyśmy się opowiedzieć. Idąc tym tropem, przełożyłem historie przedstawioną w filmie na nasze polskie podwórko, będące w tej kwestii bliźniaczo podobne do tego co zostało nam przedstawione w utworze autorstwa Tsugumiego Ōby.
Muzyka zawarta w serii to element, o którym powiedzieć trzeba i to jak najbardziej pozytywnie. Każdy z utworów doskonale podkreślał sceny czy to akcji, czy spokojne dłużyzny. Zostały one doskonale przedstawione, na co duży wpływ miała właśnie muzyka. Mnie jednak najbardziej do gustu przypadły wykonania chórowe. Mocne utwory otwierające i zamykające każdy odcinek, choć metal uwielbiam, to ich kompozycja, nie była w żaden sposób wybitna. O dziwo po kilku odcinkach miałem ochotę słuchać ich na okrągło. i z czystym sumieniem musze przyznać, że się myliłem, bo jest ona genialna.
Grafika, mimo że anime ma już swoje lata, prezentuje się nie najgorzej. Oczywiście nie jest to poziom, Violet Evergarden lecz zważając na rok wydania można ją uznać za bardzo dobrą. Dlatego z czystym sercem mogę uznać że w swoich latach kreska była jedną z najlepszych jakie można było zaoferować.
Szkoda, że z powodu wysokiej popularności seria była zbędnie przedłużana. Z tego też powodu uznaję 25 odcinek za zwycięstwo Kiry. Ocenę muszę niestety wystawić także dalszym odcinkom, to z ich winy odejmuje punkt całości. Jeśli jednak tak jak ja i wiele innych osób jesteście rozczarowani, polecam wam alternatywne zakończenie, które daje wiele nadzieji. I zdecydowanie przypadnie bardziej starym wyjadaczom tej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz